wtorek, 28 lutego 2017

.fitprzepisy: ryba z marchewką

Na dzisiejszy post przygotowałam dla Was jeden z moich ulubionych, bardzo szybkich przepisów. Akurat dzisiaj gotowałam z mężem na zapas na najbliższe dni. Na jutro - danie postne: ryba z marchewką i na czwartek kurczak w warzywach. Mamy również trzecie danie: chilli con carne, ale o nich napiszę w kolejnym poście.

Przepis: Ryba z marchewką.

Składniki: filet z ryby - ja akurat mam morszczuka, 3 marchewki, cebula, łyżka masła klarowanego.

Ostatnio zaczęłam stosować masło klarowane. Mimo wysokiej, jak na mój gust, ceny - jest niezwykle wydajne. Co najważniejsze, jest dużo zdrowsze niż zwykłe masło, a w przypadku tego dania bardzo pożądany i przydatny jest maślanym posmak.
Masło klarowane posiada wiele drogocennych właściwości zdrowotnych. Przede wszystkim nie podnosi cholesterolu we krwi, a na dodatek zawiera kwas masłowy, który działa przeciwnowotworowo. Masło klarowane jest bogate w witaminy A, D, E i K, które są dobrze wchłaniane,a także wpływa na regulacje naszego układu hormonalnego.





Ok, więc zaczynamy. Rozmrożonego fileta skrapiamy sokiem z cytryny, solimy i dodajemy pieprzu. Na patelni rozgrzewamy masło klarowanego i podsmażąmy cebulę na złocisty kolor i następnie dodajemy startą marchewkę. Dokładamy rybę i dusimy. Doprawiamy do smaku i gotowe.
Można podawać to z kaszą jaglaną. Pychotka!

A nie mówiłam, że będzie szybko ?:)


poniedziałek, 27 lutego 2017

.pielęgnacja: sucha, swędząca skóra głowy.

Kochane,
w sobotę minęły dwa tygodnie od skończenia pierwszej fazy, Trochę sobie odpuściłam i nie trzymałam się zasad drugiej fazy. Pojawił się fastfood i alkohol, co po dwóch tygodniach zaprocentowało wzrostem mojej wagi o 1,5 kg.
Na szczęście się otrząsnęłam i nadal staram się pozostać w drugiej fazie.
Dodatkowo, zbliża się okres Wielkiego Postu, a co za tym idzie mam postanowienie, żeby nie tykać się słodyczy ;)

Dzisiaj post dotyczący mojego obecnego, bardzo uciążliwego problemu. Mianowicie od jakiegoś czasu pojawił się u mnie łupież, włosy się przetłuszczają, a skóra głowy swędzi i robią się strupy.
Nie wiem na ile ma to związek, ale póki myłam włosy szamponem Clear nic mi się nie działo. Niestety został wycofany ze sprzedaży, a przynajmniej nie ma go u mnie w drogeriach i zaczęłam mieć te dolegliwości. Kupiłam szampon w aptece, ale szczerze powiedziawszy nie wiele mi on pomógł. Ciężko się nim myło moje włosy, ponieważ są długie i gęste - dlatego dokupiłam jeszcze delikatny, hipoalergiczny szampon Biały Jeleń i on również nie poprawił stanu mojej skóry na głowie.


Do dermatologa się nie wybieram, bo już kiedyś miałam podobny problem i wiem jak to się odbywa. Spędzę 5 minut w gabinecie i wyjdę biedniejsza o 100 zł.
Zanim będę szukać przyczyn w alergii, skupiłam się na diecie i odpowiednim nawilżeniu.
Dziś po raz pierwszy zastosowałam wcierkę z kozieradki, polecaną przez wiele blogerek.
Ziarenka kozieradki można nabyć w aptece za kilka złotych. Kozieradka ma zapach rosołu, wiele osób na niego narzeka - jak dla mnie jest do wytrzymania i mi nie przeszkadza. Przygotowanie wcierki jest bardzo proste - łyżeczkę ziarenek zalewamy gorącą wodą ( ok 3/4 szklani) i czekamy aż ziarenka opadną. Następnie aplikujemy, najlepiej na suchą skórę głowy za pomocą strzykawki, dłoni lub innego aplikatora. Ja nie byłam do końca przygotowana na ten pierwszy raz, więc lałam ze szklanki bezpośrednio na głowę. Trzeba uważać, żeby się nie domoczyć.
Ważne jest, żeby wcierkę stosować po myciu głowy lub godzinę przed myciem, żeby wcierka zdążyła się wchłonąć.

Dzisiaj zanim umyję włosy zastosuję również płukankę z octem jabłkowym, ponieważ ma on właściwości antyseptyczne i przeciwgrzybiczne. W tym wypadku jestem bardziej przerażona zapachem, ponieważ ocet mi niesamowicie śmierdzi.
Swoją płukankę przygotowałam w proporcji 1:1 - pół literatki octu na pół literatki wody - ale gdzieś czytałam, że to bardzo wysokie stężenie i nie wiem czy zaraz jej nie rozrzedzę, żeby przypadkiem nie spalić swoich włosów.

Miałyście kiedyś problem ze skórą głowy? Jak sobie poradziłyście?

poniedziałek, 20 lutego 2017

.podsumowanie pierwszej fazy.

Dziewczyny!
Rezultaty pierwszej fazy są zdumiewające. Po dwóch tygodniach diety South Beach, a co za tym idzie głównie po dwóch tygodniach bez cukru - schudłam 5,5 kg, a w pasie zniknęło 6 cm.
Jak się czuję? Rewelacyjnie. Zapotrzebowanie mojego organizmu na cukier faktycznie się unormowało. Teraz czuję kiedy mam dość. Jak zjadłam za duże ciastko, od razu było mi niedobrze od zbyt dużej ilości cukru. Samopoczucie się poprawiło i mam więcej energii.
Teraz następuje faza druga, w trakcie której nadal stosuję się do określonej listy produktów, które mogę spożywać. Tym razem jest ich więcej. 




Jak widać, lista jest dosyć spora - ta faza jest fazą przejściową, która przygotowuje nas do normalnego odżywiania. Jak widać, można sobie pozwolić na dość dużo.
Oczywiście wszystko z umiarem.
U mnie druga faza trwa już ponad tydzień. Najważniejsze u mnie jest nie dodawanie cukru, kiedy nie jest to konieczne. Ograniczyłam też alkohol i fastfoody. Od czasu do czasu pozwalam sobie na grzeszek. 
Przy każdej diecie trzeba pamiętać żeby nie dać się zwariować i słuchać sygnałów jakie nam daje organizm. Nie ma sensu się katować - nie po to się odchudzamy, żeby być nieszczęśliwe i zmierzłe.
Stawiam też na ruch. Uruchomiłam rowerek stacjonarny męża. Skoro tak bardzo nie chce go schować do piwnicy - bo na nim nie jeździ- to ja postanowiłam go używać, żeby nie stał bezczynnie.
Dodatkowo kontynuuje ćwiczenia z moją aplikacją Wyzwanie 30 dni.
Czuję, że moja kondycja jest dużo lepsza, a najlepiej widzę to po tym, że robię pompki. Damskie, bo damskie - ale wykonuję je poprawnie i zrobię na razie 10. Wcześniej nie dałam rady nawet jednej.
Myślę, że to jest sukces.
W tym tygodniu się nie ważyłam, bo mam okres, a co za tym idzie po pierwsze czuję się totalnie do kitu, a po drugie nabrałam wody - więc wolę sobie nie fundować załamania, że jednak waga poszła w górę, Zważę się w sobotę i dam znać jak rezultaty.